„2-ga Doba Binia” (25-26 czerwiec 2016r.)

Barlinecka Grupa Kolarska wystartowała 24-godzinnym ultra maratonie kolarskim pod tytułem „2-ga Doba Binia”. Plan imprezy to przejechanie rowerem trasy (opartej na starym szlaku E65) z Barlinka przez Gorzów Wlkp., Skwierzynę, Międzyrzecz, Świebodzin, Sulechów, Zieloną Górę, Kożuchów, Szprotawę, Bolesławiec, Lwówek Śląski, Szklarską Porębę do Jakuszyc i z powrotem do Barlinka.

Przy sprzyjających warunkach planowany był też dojazd do przejścia granicznego w Jakuszycach. Przewidywany dystans przekroczył nieznacznie 600 kilometrów. Stąd też oprócz uczestników kategorii indywidualnej „OPEN”, udział w maratonie wzięła jeszcze „SZTAFETA”. Drużyna wyposażona w samochód podążający za zawodnikiem na rowerze kierowany był przez przynamniej dwie osoby rezerwowe, na całej trasie. Dodatkową ich rolą było zabezpieczenie techniczne i organizacji maratonu.

Start spod hotelu „Limba” w Barlinku o godz. 18.00, temperatura ponad 30 stopni Celsjusza i bezchmurne niebo dobrze wróżyły jeździe rowerem przez całą noc. Zanim ta jednak zapadła, pokonanie pierwszych 100 km wymagało uzupełniania bidonów już w Skwierzynie. Zaplanowany postój i pożegnanie Słońca u stóp Pomnika Chrystusa Króla przebiegło bardzo sprawnie. Posiłek, uzbrajanie rowerów w dodatkowe oświetlenie i zmiana w sztafecie godne „wojskowej dyscypliny” pozwoliły ruszyć w dalszą drogę. Przeprawa przez Odrę w Cigacicach, przejazd przez centrum Zielonej Góry i podróż do kolejnego przystanku w Kożuchowie w absolutnych już ciemnościach przyniosła ulgę po upalnym dniu. Znów jedzenie, picie, uzupełnianie kolarskiej garderoby i pedałowanie w oczekiwaniu na Księżyc, który tej nocy wyprzedzając nieco Słońce doprowadzić miał nas do Szklarskiej Poręby i Jakuszyc. W Bolesławcu przyłączył się też, jadąc samotnie aż z Dzierżoniowa kolega i rywal jednocześnie z Pucharu Polski w Supermaratonach. Wspólnie pokonaliśmy podjazdy przygotowujące nas do tego najważniejszego w całej wyprawie. Pierwszy jej cel został osiągnięty i nagrodzony wschodem Słońca na Polanie Jakuszyckiej i śniadaniowym „szwedzkim stołem” wczesnym rankiem w hotelu „Diament” w Szklarskiej Porębie, którego gospodarz ugościł nas jeszcze przed gośćmi hotelowymi. Pełen serwis socjalny, chwila odpoczynku, pamiątkowe zdjęcia otworzyły drugą część ultra maratonu, której celem był powrót do Barlinka. Spodziewana meta jeszcze w trakcie trwania meczu polskiej reprezentacji na EURO 2016, mimo wszelkich starań piłkarzy, nie została osiągnięta. Pogoda wyśmienita zdawałoby się do podróżowania, zaczęła dawać się we znaki. Zmęczenie po nieprzespanej nocy narastało wraz upałem. Z mocno zwiędniętymi humorami dotarliśmy do Kożuchowa gdzie priorytetem stało się znalezienie możliwości schłodzenia się. Woda z butelek już nie wystarczała i droga do Zielonej Góry przypominała podróż przez sawannę. Marząc o czymś w rodzaju Jeziora Barlineckiego, w każdym zagłębieniu z pokrzywami dopatrywaliśmy się odrobiny wody. Dopiero zagadnięty rowerzysta na jej przedmieściach pokierował nas do centrum, gdzie dzieci chlapią się w fontannie. Tą oszczędziliśmy maluchom, ale tuż obok natknęliśmy się na kurtynę wodną z której wiatr rozdmuchiwał lekką mgiełkę po wybrukowanym placu. Rzuciliśmy rowery i zażyliśmy upragnionej kąpieli. Czas przestał odgrywać dyscyplinującą nas rolę, ale zgodnie na wskroś przemoczeni wróciliśmy na trasę do miejsca przy stacji paliw, gdzie dostęp do wozu serwisowego pozwalał realizować kolejne potrzeby. Zieloną… opuszczaliśmy z dużą prędkością. Chyba tylko dlatego, że z góry i z wiatrem. No może jeszcze, z myślą o kolejnym przystanku i obiecanym na nim obiedzie. Na umówionym miejscu gdzie „tanio i smacznie” nie byliśmy pierwsi. Zdecydowaliśmy nie czekać w kolejce tylko pojechać jeszcze kilka kilometrów by „pod Jezusem” najeść się w hipermarketowej stołówce. Chwila lenistwa spędzona przy rozmowach na temat ukończenia maratonu, jeszcze jedno spojrzenie na odziany rusztowaniem „Pomnik…” i decyzja kontynuacji jazdy. Zaplanowany czas na jej ukończenie bezlitośnie upływał, lecz bardziej niepokojące były wieści z domu o nadciągających burzach i nawałnicach. Mieszały się one z kolejnymi informacjami z meczu ze Szwajcarią. Stratę wyrównującej bramki przeleżeliśmy na trawniku skwierzyńskiej stacji paliw, zajadając lody popijane schłodzonymi napojami gazowanymi. W Deszcznie wpatrując się w wilgotny asfalt nasłuchiwaliśmy wiadomości z busa o rzutach karnych, by cały Gorzów przejechać wtórując radosne okrzyki wędrujących grupek kibiców „Polska białoczerwoni…”. Doczekaliśmy się też deszczu, w strugach którego przystanęliśmy na chwilę dla dokonania ostatniej sztafetowej zmiany i ruszyliśmy do Barlinka, gdzie na mecie pod „Limbą” czekali nasi bliscy. Przybliżając łączny dystans i czas przejazdu (wg. wskazań liczników) to 620 km w 25 h.

2ga Doba Binia przerosła standardowo przyjętą „zegarkową”, trwała dłużej od 1szej i w pamięci jej wszystkich uczestników, i ich „ekstremalnej drabince” zostanie na topie jeszcze długo. Wszystkim zaangażowanym Barlinecka Grupa Kolarska dziękuje za wspólną „zabawę”, a Grzesiowi Wroteckiemu za pomoc i gościnę.